16 lip

Coda…. Duch miejsca

Fotografowie naturalnie kochają robienie obrazów drogi. Ale kilka najlepszych fotografii miejsca było zrobionych przez fotografów, którzy pracowali w specyficznej lokalizacji przez dłuższy okres czasu. Jest to kwestia pozyskiwania wiedzy na sposób intymny. Jak łowienie ryb, kiedy zna się ich skupiska i odcinek rzeki, gdzie występują, jest to kwestia umiejętnego łowienia obrazów poprzez zdjęcie.

Foto: John Gossage /American, b. 1946/; gelatin silver print; From the series Berlin in the Time of the Wall

Rozdział ten skupia się na dwóch fotografach miejsc, którzy stworzyli swoje wielkie prace w latach 80. Jeden skoncentrował się na wielkiej europejskiej stolicy z trudną przeszłością, drugi na małym nadmorskim regionie północnej Anglii, który miał już za sobą lepsze dni. Pprace te, to Berlin in the Time of the Wall /1982-93/ Johna Gossage’a i The Last Resort /1982-85/ Martina Parra. Pierwszy projekt był tworzony w konwencji fotografii czarno-białej, drugi w kolorze, w czasie, gdy fotografowie zaczynali faworyzować raczej kolor, niż fotografię czarno-białą.

Bardziej znaczące jest, że choć Gossage jest Amerykaninem, to oba projekty reprezentowały moment, kiedy fotografia w Europie, po tym jak doświadczyła artystycznego załamania, zaczęła przechodzić gwałtowne ożywienie. Gossage stworzył berlińskie prace po tym, jak on i wielu czołowych amerykańskich fotografów jak Lewis Baltz i William Eggleston, został zaproszony do Berlina na wystawę oraz do poprowadzenia warsztatów fotografii. Regularny kontakt między amerykańskimi i europejskimi fotografami był wzajemnym dobrodziejstwem, inicjując ferment w kierunku globalnej wioski, jaką jest dzisiejsza fotografia.

W czasie swojej pierwszej wizyty w Berlinie w 1982 r., Gossage, jak wielu odwiedzających w tym czasie, był przytłoczony faktem istnienia berlińskiego muru. Zbudowany w 1961 r., zamknął i uwięził miasto w czasoprzestrzeni – ustawicznie odtwarzającej moment z 1945 r., kiedy to czterech okupujących aliantów podzieliło miasto pomiędzy Wschód i Zachód. Gossage widział swoją szansę w konwencji, którą zastosował w swoich poprzednich pracach, jak to ujął: „fotografowania przeszłości, jak teraźniejszości”, odwrotnie niż zazwyczaj czynią to fotografowie. Odkrywał, na ile sposobów mógł odważyć się wpisywać historię w swoje zdjęcia. Badał różne znaczenia, poprzez które fotografia staje się medium dyskursu historycznego. I starał się uczynić czytelnymi konsekwencje psychologiczne historii.

Dla artysty o takich zainteresowaniach, Berlin był rodzajem prezentu, ekwiwalentem fotografa archeologii, który staje w obliczu odkrycia niezniszczonego grobu. Okaleczenia zadane przez najnowszą historię były w obfitości zawarte w obrębie krajobrazu. Poziomy – przedwojenny, wojenny, powojenny, zimnej wojny – poziomy klarownie wyeksponowane. Niewiele odbudowano w sąsiedztwie muru, a otwarta przestrzeń i ruiny były jak warstwa historii na stanowisku pracy archeologów, gotowe opowiadać swoje dzieje wrażliwemu fotografowi.

Gossage natychmiast przystąpił do pracy, odbywając wielokrotnie wizyty w Berlinie na przestrzeni 11 lat. Zachęcony był faktem, że lokalni fotografowie  poświęcali mało uwagi Murowi – w końcu, kiedy zaczął – miał ten swój temat na wyłączność.

Terrains vagues – „miejsce niczyje”, prawie puste, ruiny i pozostawione w stanie nietkniętym dookoła Muru – lokują punkt ciężkości fotobooka, miejsce pozostawione  w stanie nietkniętym od wojny, piętrzące się w górę rumowiska, porośnięte chwastami. Ale Gossage  rozszerzył swoją eksplorację poza nie, zawsze fotografując miasto ukształtowane przez historię. Skupiał się na pejzażu, który wykształcał się poprzez oddziaływanie człowieka w jego sytuacji ekstremalnej – w czasie politycznych zawieruch i wojny.

W fotografowaniu, które możemy określić terminem „pejzaż mocy”, Gossage zaczął stosować adekwatnie fotograficzne techniki mocy. Teren wokół Muru fotografował  nocą, teleobiektywem, „inwigilującym” filmem, ekstremalnie czułym używanym przez służby bezpieczeństwa po obu stronach Muru. Te nocne zdjęcia konstytuują „jądro ciemności” – epicentrum fotobooka. Wzmacniają one niepokój, który przenika pracę i są klarowną metaforą, jak historyk fotografii Laura Katzmann wyraża: „dla oblężonego miasta ciemiężonego przez ciemne moce faszyzmu i totalitaryzmu.”

Gossage zawsze wierzył w moc fotobooka, przed realizacją jego wielkiego dzieła w 2004 r., część berlińskich prac była publikowana później na różne sposoby, Książka zawiera 464 fotografie, podzielone na 7 rozdziałów: to zwarta poetycka medytacja nad naturą pejzażu, jego polityczną, kulturową, historyczną, estetyczną potęgą. Jest to wypowiedź epicka, bogata i aluzyjna, tak obszerna skalą, że jedynym dziełem, z którym można ją porównać to dorobek eksploracji Paryża przez Atgeta.

Innym żarliwym obrońcą fotobooka jest Martin Parr i aczkolwiek pojedyncze zdjęcia w The Last Resort /1986/ stały się współczesną klasyką, Parr twierdzi, że dopiero w kontekście tej książki, rozwijają się w pełnym zakresie. The Last Resort była pierwszą jego książką w kolorze i reprezentuje znaczący moment w zarówno brytyjskiej jak i europejskiej fotografii – główne dzieło dokumentalnej fotografii, raczej w kolorze niż monochromatyczne.

Kurort”, o którym mowa jest miejscem New Brghton w Wirral, obok ujścia rzeki Mersey do morza niedaleko Liverpoolu, kiedyś nr 1 terenów wypoczynku wakacyjnego w północno-zachodniej Anglii, słynne z jego długiej promenady. Było już podupadłe, gdy rozpoczynał fotografowanie, ale pozostało popularnym miejscem spędzania weekendowego wypoczynku, w wolnym od pracy czasie lub w święta, dla okolicznych mieszkańców Merseyside. Aczkolwiek, gdy fotografował to wszystko Parr, miasto było zatłoczone, jak to się często zdarzało, ludzie zostawiali mnóstwo śmieci, i właśnie to oraz jego raczej przenikliwy, pozbawiony sentymentów obraz oraz ostry, klarowny kolor, zapewniał pracom, pełne konfuzji reakcje odbiorców.

Fotografie krzyczących maleństw, dzieci z twarzami wybrudzonymi lodami, w zaśmieconym otoczeniu doprowadziły Parra, chłopca z klasy średniej z Surrey, do oskarżeń o cynizm.

Ale młodzi fotografowie zaakceptowali go, a The last Resort okazał się być ogromnie inspirujący. Z perspektywy czasu i spojrzenia na późniejsze prace Parra, początkowe negatywne reakcje były nieco histeryczne. Chociaż prawdą jest, że kombinacja gryzących kolorów i błysku jego wizji może być w efekcie bezlitosna, ale z drugiej strony obraz New Brighton zawiera w sobie również dużo łagodnego humoru i sympatii. Dzieci z rozmazanymi na twarzach lodami, tłumy świątecznych turystów zaśmiecających nadmorski kurort to nie wszystko, projekt Parra dotyczył wielu więcej kwestii, niż tylko tych wymienionych. Parr wypowiadał się o przemyśle i podupadającej społeczności, o sposobie życia zagrożonego taniością i podróżowaniem. Nade wszystko był o brytyjskości, o tym jak Brytyjczycy sobie radzą, jak robią to co najlepsze, pomimo obecnych tłumów, pogody i zaśmieconych promenad.

Od New Brighton, Parr przyjął podobne niesentymentalne, ale ostatecznie pełne miłości spojrzenie na kasę średnią, na turystów, świat mody, na ekscentryczności i fobie innych grup społecznych, więc jego obraz czasu wolnego klasy pracującej Merseyside nie jest bynajmniej wyjątkowy. Powinno się pamiętać, że jest fotografem dokumentalnym, to znaczy, że ma osobistą wizję, ale jego obraz jakichkolwiek jednostek nie jest osobisty, on nie wypowiada się po prostu o ludziach, ale o społeczeństwie i obyczajach kulturowych. Jeżeli jego prace są czasami okrutne, to jednocześnie są empatyczne, a wszelka krytyka skierowana jest na kulturę, a nie na jednostkę.

Gossage i Parr są po prostu dwoma, z tysięcy fotografów, którzy poważnie przyczynili się do rozwoju fotografii miejsca w ostatnich dwudziestu pięciu latach czy więcej. Ogarniając fundamentalną część  tego co fotografia robi najlepiej – zabiera nas tam ze sobą – znajdując sposób na kontemplację zarówno naszej teraźniejszości, jak i przeszłości. 

Foto: Martin Parr /English, b. 1952/; New Brighton /Type C/ colour print; From the series The Last Resort