10 lip

Dotrzymując kroku historii

II wojna światowa zaczęła się od próby, wstępnej batalii między demokracjami a faszyzmem w Hiszpanii. I właśnie podczas hiszpańskiej wojny cywilnej /1936-1939/ rozpoczęła się era nowoczesnej fotografii wojennej, z jaką mamy do czynienia obecnie. Był to pierwszy wielki konflikt, w którym zostały użyte aparaty 35 mm, wystarczająco szybkie i dyskretne, by utrwalić dynamiczną akcję w ruchu – by dotrzymać kroku historii, by za nią nadążyć. Młody węgierski fotograf, który zmienił swoje nazwisko z Andre Friedmann na bardziej czarujące Robert Capa, zabrał swoją kamerę 35 mm w sam wir walki, i zabrał tam również ze sobą oglądających jego zdjęcia, kreując nową retorykę bezpośredniości. Jeśli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre powiedział kiedyś, nie jesteś dostatecznie blisko. I on także przestrzegał przed byciem zbyt wybrednym w związku z rozdzielczością zdjęć.  Niewielki stopień rozmycia sugeruje drżącą, niepewną rękę, a więc osobistą reakcję na wojnę, a to bezpośrednio współbrzmi z reakcją oglądającego.

Korespondencje Capy zyskały mu wątpliwe miano najlepszego wojennego fotografa w skali świata według magazynu Life. A jedno z jego zdjęć, zrobione w pobliżu miasta Cordoba, jest najczęściej opisywane jako „najwspanialsza wojenna fotografia wszechczasów„. To zdjęcie zatytułowane Loyalist Militiaman at the Moment of Deth, Cerro Muriano, September 5.1936 zostało opublikowane 12.2.1937 r. w wydaniu Life’a z podpisem treści: Aparat Roberta Capy uchwycił hiszpańskiego żołnierza dokładnie w momencie, gdy raniony kulą w głowę, pada na ziemię na froncie pod Cordobą.

Fotografia porusza czułe struny w oglądającym. W niewielkim stopniu ma to związek z emocją oglądania samego momentu śmierci. Większy związek ma to z brutalną bezpośredniością zdjęcia. Oglądający mają uczucie jakby patrzyli w oblicze samej historii, zaludnionej rzeczywistymi ludzkimi bytami, uchwyconymi w chwilach wielkich wydarzeń. To coś bardzo różniącego się od litanii suchych faktów i liczb w książkach historycznych. Reportaż Capy nie był beznamiętnie obiektywną relacją w stylu wiktoriańskiego fotografa na wojnie, zmuszanego przez wolny sprzęt do fotografowania spokojnie i długo, po skończonej już bitwie. Capa był zdeklarowanym antyfaszystą. Opowiadał prawdę taką, jaką ją widział, ale była to prawda częściowo skażona jego politycznymi poglądami, tak jak raportowanie tej samej wojny przez Ernesta Hemingwaya. Sympatyk faszystowskich idei widząc jego zdjęcie musiałby mieć całkowicie różne reakcje. Reakcja na „dobry strzał”, o którym mowa, mogłaby nie odnosić się do fotografa, ale do nacjonalisty żołnierza, który zabił wroga.

Zdjęcie upadającego żołnierza autorstwa Capy pozostało ikoną fotografii wojennej do 1975 r. Wtedy to, w książce poświęconej kwestiom związanym z tym gatunkiem fotografii, The First Casualty, Phillip Knightley zasugerował, że to zdjęcie to falsyfikat, w tym sensie, że „śmierć” była częścią „gry” podczas manewrów w czasie przerwy w walkach, odegranych dla Capy, by umożliwić mu zrobienie zdjęć z „akcji”. Oskarżenia Knightley’a, którym sekundowali inni, zostały obalone, i zdjęcie Capy może być uznawane za wiarygodne, ale poruszenie, które wywołały spekulacje, dowodzi jak bardzo chcemy wierzyć fotografii. Dzieje się to nawet w wieku szybkich mediów, kiedy może się wydawać, że większość ludzi konsumuje fotografię nie tylko z przymrużeniem oka, ale ma dystans w ogóle do wiarygodności zdjęć.

Foto: Lee Miller /American, b. Hungary 1907-77/; Nazi Suicide, Leipzig April 1945; Gelatin silver print

Modelka, muza surrealistów, artystka, piękność – fakty z życia Lee Miller czyta się jak opowieść lub scenariusz hollywoodzkiego filmu. W związku z tym tendencja do pomniejszania jej wartości, jako fotografa z prawdziwego zdarzenia, nie jest zaskoczeniem. Jednak w najbardziej istotnym gatunku ze wszystkich, jakim jest fotografia wojenna, zgromadzony przez nią pod koniec wojny dorobek, nie miał sobie równych.

Miller była jedną z kilku kobiet, wojennych korespondentów, w europejskiej strefie wojennej w 1944 r. Podróżując z wojskami  USA, wkrótce po D-day, relacjonowała takie wydarzenia jak: oblężenie St Malo, wyzwolenie Paryża, walki w Alsace, przekroczenie Renu i wyzwolenie Buchenwaldu i Dachau.

To była jej relacja – wyzwolenie obozów i ostatnie dni Trzeciej Rzeszy, stały się one prawdopodobnie jej najbardziej niezapomnianymi pracami. Obozy koncentracyjne wywarły ogromny wpływ na nią, i wydaje się, że cierpiała psychicznie z powodu tych doświadczeń, jak wielu świadków tych okrucieństw. Ale to nie powstrzymało jej najwyraźniej od dokumentowania ich, precyzyjnie i bez popadania w przesadę.

Fotografowała także ciała Nazistów, którzy woleli wybrać samobójstwo od poddania się, po upadku III Rzeszy, i to zdjęcie ujawnia, jak chłodna i beznamiętna była jej relacja z tych wydarzeń. Zamiast stanąć twarzą w twarz z Rosjanami, cała rodzina burmistrza miasta popełniła samobójstwo. Na zdjęciu córka, może się wydawać niemal śpiąca, że tak nie jest, zdradza charakterystyczny grymas śmierci, który nieznacznie zniekształca jej rysy. Własne słowa Miller opisują tę scenę mocno:

Przechylona do tyłu na sofie, dziewczyna z nadzwyczaj pięknymi rysami, woskowa i przyprószona warstwą kurzu.  Jej pielęgniarski uniform pokryty jest pyłem walki o ratusz, walki, która rozpoczęła się na zewnątrz, po śmierci jej i jej rodziny.

Luc Delahaye po raz pierwszy został uznany za czołowego fotoreportera, gdy podjął temat wojen, które są kontynuowane i prawie nie słabną do dzisiaj. Teraz uważa siebie za artystę,  w 2002 r. zaczął serię  History, poważną pracę, która mówi wiele o zagadnieniach związanych ze współczesną fotografią dokumentalną.

Foto: Luc Delahaye /French, b. Hungary 1962/; Baghdad #4 2003; Chromogenic /Type C/ colour print; From the series History

Fotografia dokumentalna w całości dotyczy kontekstu  – co i gdzie pokazuje, jak prezentuje – wszelkie informacje dodatkowe. Wszystko ma kluczowe znaczenie dla końcowego przesłania, które płynie ze zdjęcia. W History Delahaye świadomie wybiera to, co w rzeczywistości jest fotografią dokumentalną i prezentuje ją poza normalnym kontekstem, tym samym kwestionując nie tylko jej znaczenie, jako dokumentu, ale istotę wszystkich fotografii. Nie można powiedzieć, że nie mają one znaczenia, jako fotografia dokumentalna – jako „historia” – ale, że one także komentują swoje istnienie, generując na każdym kroku pytania o reprezentację i prawdę. Fotografie Delahaye’a krótko mówiąc – są sztuką, nie dlatego, że są powiększane do ogromnych rozmiarów i wieszane w galeriach, ale ponieważ ujmują zagadnienie kompleksowo, inteligentnie i intrygująco.

Delahaye robi swoje panoramiczne zdjęcia w różnych strefach wojennych – a także, co możemy określić terminem – scena historycznych wydarzeń – na międzynarodowych konferencjach i podobnych im – wydarzeniach organizowanych bardziej dla korzyści przemysłu komunikacji, niż dla nich samych.

Fotografia – mówi się – jest „nowym historycznym malarstwem”. A Delahaye ma tego świadomość, przyznając w efekcie, że fotografia – nawet news fotografia – jest tak fikcyjna jak malarstwo, jest pełna manipulacji. Podpowiada on także, że historyczne wydarzenia dzisiaj, można tak powiedzieć – są naciągane, choć może się to wydawać dalekim skojarzeniem – nie tylko dla zysku, ale dla potrzeb mediów. Wojna sama w sobie jest po prostu wydarzeniem „sfabrykowanym, by móc być obfotografowana”, aczkolwiek ma rozległą, nieludzką i niemoralną skalę.

Henryk Ross został powołany na oficjalnego fotografa przez żydowskiego konsula getta w Łodzi w Polsce i zrobił tysiące zdjęć dokumentujących życie mieszkańców przed momentem, gdy większość z  nich została deportowana do obozów śmierci. Ross ocalił swe życie, schował około 6 tys. negatywów i wrócił po wojnie, by je odzyskać. Opowiadały one fascynującą i okrutną historię, malując ambiwalentny oraz życia getta.

Foto: Henryk Ross /Polish, 1910-91/; Lodz Ghetto 1944; Gelatin silver print

Jako oficjalny fotograf, Ross został zobligowany do fotografowania usankcjonowanego obrazu łódzkiego getta, a to oznaczało społeczne życie w ramach wyznaczonych przez żydowskich administratorów, wybranych przez nazistów, pod kierunkiem osławionego Chaima Rumkowskiego. Ross fotografował śluby, barmicwy, przyjęcia i inne spotkania, ukazując obraz pozornie szczęśliwych i dobrze odżywionych ludzi, elity getta, jak choćby ten młody błaznujący przed kamerą mężczyzna.

Ale w tajemnicy, podejmując ryzyko, fotografuje także wygłodzoną większość mieszkańców, egzekucje i deportacje ludzi pędzonych na rynek, do oznaczonych napisem  „GAS 1”, ciężarówek

Oba oblicza działań Rossa okazały się kontrowersyjne. Część oceniających czuła, że pracując dla Rumkowski’ego, Ross zyskał przywileje, których nie mieli inni mieszkańcy getta, a poprzez prezentowanie oficjalnej wersji, w efekcie kolaborował z nazistami. Inni podkreślali fakt, że Ross zarejestrował, nie bez ryzyka, wiele bardziej okrutnych aspektów życia w getcie, i że archiwum, dzięki temu, było pełne kompletnych, wartościowych dokumentów.

W końcu, ci, którzy prowadzili Getto dla nazistów, sami nie uniknęli obozów śmierci i może te nieoczekiwane rejestracje bardziej „normalnych” aspektów życia w getcie, są tym bardziej poruszające. I podczas gdy prawdą jest, że część Żydów pomagała nazistom przy administrowaniu getta, z jakichkolwiek pobudek, tylko ci, którzy tam byli, lub w podobnych sytuacjach, mogą osądzać kompromisy czynione, by przetrwać w tak strasznym miejscu.