Prelude… Najlepszy przykład tego, kim fotograf być może
Francuski fotograf Eugene Atget nie rościł sobie żadnych artystycznych ambicji w związku ze swoimi zdjęciami, sprzedając je rządowym archiwom lub prywatnym klientom, którzy traktowali je jako wizualne odniesienia. Nazywając je po prostu „dokumentacją dla artystów”, nigdy nie pomyślał o nich jak o sztuce, jak też nie zrobił tego Lartigue. Ale jego 10 tysiące zdjęć Paryża – ulic, architektury i parków – dla wielu jest ucieleśnieniem idei fotografii artystycznej.
Około czterdzieści lat po śmierci artysty w 1927, r. dyrektor John Szarkowski zorganizował na modłę „Lartigue’a”, ekspozycję prac Atgeta. Nowojorska MoMa zakupiła około 6 tys. negatywów i odbitek, a po upływie więcej niż dekady, zmontowano wystawę oraz opublikowano 5 monografii jego prac.
Niektórzy krytycy postrzegali to – dokładnie jak w przypadku wystawy Lartigue’a – jako przykład fałszywej świadomości ze strony muzealniczego establishmentu, ale istniała rozstrzygająca różnica. Atget, czeladnik, dniówkarz fotografii lub nie, lokuje się w samym sercu tego, czym, w naszym pojęciu, fotografia być powinna. Jest pomostem pomiędzy 19-wieczną a XX-wieczną fotografią, między dokumentalną a modernistyczną fotografią artystyczną, między samoświadomością w fotografii a tym, co uniwersalne. Jego praca, nie jak Lartigu’a, była inspiracją dla najlepszych fotografów XX w. – poczynając od Walkera Evansa poprzez Berenice Abbott aż do Billa Brandta i następnych generacji. W porównaniu do nich, możliwe, że był tylko kupcem, jak krytyk Max Kozloff napisał:
Oglądający te zdjęcia padli ofiarą bezgranicznej urody piękna nieograniczonego przez cel komercyjny, który stał u podstaw ich powstania.
Jeszcze za życia, Atget został odkryty przez fotograficzną awangardę, ponieważ mieszkał na tej samej ulicy Montparnasse, co amerykański surrealista i fotograf Man Ray. Man Ray dostrzegł nieświadomie surrealistyczne właściwości w zdjęciach Atgeta, opublikował je kilkakrotnie w La Revolution Surrealiste. Man Ray miał młodą asystentkę Berenice Abbott. To ona uznała zbieżność bezpośredniości, szczerości wizji Atgeta z jej pojęciem prostej, modernistycznej idei dokumentującej. Gdy Atget zmarł w 1927, Abbott i jej przyjaciel Julien Levy, wykupili połowę zawartości studio nieżyjącego fotografa. Było to dokładnie ten zasób, który stał u podstaw wystawy w MoMa w 1969 r.
Jak literatura, tak i fotografia obfituje w tzw. „celowe błędy”, które kłócą się z twierdzeniem, iż artysta może zamierzać jedno, a ostatecznie osiągnąć coś innego. D.H.Lawrence wyłożył to inaczej: „Zaufaj opowieści, a nie opowiadającemu„. Atget mógł nie zdawać sobie sprawy ze swoich osiągnięć w aspekcie jednorodności całego dorobku – jego praca była inwentarzem przedmiotów, a nie dzieł sztuki – i za każdym razem, kiedy posługiwał się kamerą, wiedział dokładnie, co robił, że co najmniej dostarczał fotografom niemal encyklopedyczną wiedzę o dynamicznej kompozycji obrazu w interesujący, zaskakujący sposób. Ale to nie wszystko. Przywołując ponownie Maxa Kozloffa:
Gdyby zdjęcia Atgeta były obdarzone /formalną/ całą urodą świata, ale pozbawione starodawnego poczucia sensu tego świata, nie dbalibyśmy o to, czy to są jego prace, czy nie. Były rzeczywiście miękkie w treści, niezależnie od tego, jak prawidłowo te masy są rozmieszczone w ramach.
Oczywiście, pomijając dezaprobatę tych, którzy nienawidzą jego awansu na fotograficzne szczyty, Atget był i jest punktem odniesienia dla fotografów. To czego w takim razie dotyka swoją twórczością?
Prace Atgeta funkcjonują na wielu płaszczyznach, co dla poważnych twórców stanowi esencję fotografii. Zaczyna się to z pojęciem fotografii, jako śladu pamięci i rodzajów związków, które mogą być przywołane. Atget używał XIX-wiecznych metod, wielkiej kamery na statywie i długich ekspozycji, więc jego paryskie ulice, jak ulice Daguerre’a, są przeważnie wyludnione – puste makiety, lub, jak krytyk Walter Benjamin twierdził, są sceneriami, w których popełniono zbrodnie. Mówił o piekielnej pustce zdjęć Atgeta. Tajemnica, niepokój naznaczyły fotografie nieodłącznym surrealizmem, a także pierwiastkiem melancholii.
Uświadamia się nam związki z historią w twórczości Atgeta, chociaż jest ona obecna, to wymyka się artyście na różne sposoby. Fotografował ginący świat i raczej stary Paryż, niż nowoczesny. W znacznej części dziś już nieistniejący. W pracach Atgeta ulice są bezludne, ale paradoksalnie dają silne poczucie tętniących życiem. Fascynujące jest także mocne poczucie sensu jego własnego życia, mimo trywialnego zaangażowania w sprzedaż zdjęć. Fotografował Paryż, który wydawał się osobliwie jego własnym. To szczególnie odnosi się do młodych fotografów dzisiaj, wielu z nich zainteresowanych jest opowiedzeniem swoich własnych historii, tematów.
Atget skupił się prawdopodobnie na tym, co stało się głównym tematem 20-wiecznej fotografii – miasto – i robi to na sposób, który jest zarówno obiektywny i subiektywny. Jego zdjęcia cechuje bezpośredniość, która jest bardziej niezwykła w fotografii, niż można by przypuszczać, oglądając je. Często czujemy, że moglibyśmy wejść w nie. A jego prace razem wypełniają znaczeniem sens drogi, którą poruszał się od dystryktu do dystryktu. Widzimy miasto jego oczami, dzięki jego dokumentacji, chociaż było to jego podstawowym środkiem utrzymania, były szczególne i często niepowiązane, tak się wydaje, z jego komercyjnymi praktykami. Czego nie fotografował – wieży Eiffla na przykład – jest równie ważne, jak to, na czym się tak bardzo skupiał. Późne zdjęcia różnią się znacznie od tych wcześniejszych i wydaje się, że zaczął swoją karierę, jako pracujący dzień w dzień dokumentujący fotograf, nic więcej, a potem stopniowo coś nim zawładnęło. Czuje się – ale to nigdy nie jest jasne i wyartykułowane – że to raczej jego własna wizja Paryża, niż klienta, była niezwykle ważna, do momentu, gdy fotografia stawała się przestrzenią, która pozwalała tak naprawdę „dotknąć” świat. Został nam dany bezpośredni kontakt z Paryżem realnym i Paryżem jego wyobraźni.
Nade wszystko, Atget potwierdza swym dorobkiem, że fotografia jest skumulowanym i zbiorowym medium. Zaczęła, jako sposób na rejestrację świata i funkcjonuje nadal bardzo efektywnie w tej roli. Drobne pojedyncze fotografie są bardzo piękne, ale najbardziej istotne prace w historii fotografii, że tak powiem, to gigantyczne foto-eseje, które mają za zadanie ocalenie świata lub są realizacją tematu, który jak w powieści, czy filmie, zawiera wszystkie komplikacje, wiążące się z nim. Berenice Abbott zatytułowała książkę, którą poświęciła Atgetowi – ŚWIAT WG ATGETA, tytuł adekwatny, ponieważ prace Atgeta są światem, światem, w który można wejść i eksplorować go, ale który jest nierozpoznawalną, sekretną przestrzenią również nieskończenie fascynującą.
Możliwe, że John Szarkowski, jeden z wielkich adwokatów Atgeta, najlepiej go podsumował, gdy w MoMa odbyła się pierwsza wystawa dzieł nagrodzonych w 1969 r.
Kim Eugene Atget był, bez wątpienia – był fotografem, po części łowcą, częściowo historykiem, również rzemieślnikiem, gadułą, nauczycielem, taksonomistrzem i poetą. Jego dorobek, który zgromadził w ciągu 30 lat pracy, jest najlepszym przykładem tego, kim fotograf może być.