25 kwi

Tadeusz J. Chmielewski & Wiktor Kowalczyk PO CO NAM PIĘKNO ? – t. I EKSPRESJE

TADEUSZ J. CHMIELEWSKI & WIKTOR KOWALCZYK

 

 

 

 

PO CO NAM PIĘKNO ?

EKSPRESJE I IMPRESJE FOTOGRAFICZNO-LITERACKIE

 

LUBLIN 2025

 

 

—-1

 

DEDYKACJE

 

                                                                                 Fot. T. J. Chmielewski

 

Album ten dedykuję pamięci pięciu moich Mistrzów:

  • dr hab. Romana Andrzejewskiego i prof. dr hab. inż. arch. Janusza Bogdanowskiego, którzy uczyli mnie ekologii krajobrazu i architektury krajobrazu;
  • Edwarda Hartwiga, Jana Magierskiego i Pawła Pierścińskiego, od których uczyłem się sztuki fotografii

Tadeusz J. Chmielewski

 

—-2

 

 

                                                                                                     Fot. W. Kowalczyk

 

Tym, którzy uczyli i nadal mnie uczą dostrzegać, rozumieć, wyrażać

                                                                                              Wiktor Kowalczyk

 

                                                                                                                                                                                          —-3

 

SPIS TREŚCI

 

Roztoczańska pasieka                                                    Fot. J. J. Chmielewski

 

                                                                                                                                                                                     —-4

 

SPIS TREŚCI

TOM I. EKSPRESJE

Przedmowa

  1. Genezis, czyli o początkach podróży w krainę piękna
  2. Między nocą a dniem
  3. Na Niebie i na Ziemi
  4. Ekspresja wód
  5. Fascynujące formy pospolitego materiału
  6. Harmonia ziem

6.1. Wprowadzenie

6.2. Nizina Północnopodlask

6.3. Polesie Zachodnie

6.4. Wyżyna Lubelska

6.5. Roztocze

TOM II. IMPRESJE

  1. Bruki, mury i okna
    • Bruki
    • Mury
    • Okna
  2. Światła, cienie i lustra
    • Światła
    • Cienie
    • Lustra
  3. Przy drodze i u kresu
  4. Dobre dziedzictwo
  5. Interpretacje
    • Wprowadzenie
    • Narodziny barw
    • Fotografia czarno-biała
    • Sepia z oliwką i jabłkami
    • Od akwamaryny do indygo z pomarańczą
    • Burgund w zielonej butelce
    • Piórkiem, pędzlem i myszką
  6. Geniusz piękna
  7. Noty biograficzne

  —-5

 

 

Gdzieś na Polesiu pod głowiastą wierzbą                        Fot. T. J. Chmielewski

 

—-6

PRZEDMOWA

 

Gdzie dojdziemy?                                                                    Fot. T. J. Chmielewski

 

—-7

 

 

Z cyklu: „Tajemnica światła” 5                                              Fot. T. J. Chmielewski

 

—-8

 

 

Zapraszam Państwa na wędrówkę po krainie piękna, do wspólnej wspinaczki na górę jego poznania. Naszym przewodnikiem będzie profesor Tadeusz Jan Chmielewski – znawca problematyki ochrony i kształtowania krajobrazu, a jednocześnie fotografik, o przebogatym dorobku naukowym i twórczym. Jako autor koncepcji tego albumu oraz niemal wszystkich zamieszczonych w nim zdjęć i znacznej części tekstów, wytyczył szlak, ustawił drogowskazy, przygotował punkty widokowe. Mnie uczynił ten zaszczyt i przyjemność, że mogłem jako jeden z pierwszych kilkakrotnie przejść tę drogę i podzielić się przeżyciami.

Teksty T. J. Chmielewskiego, otwierające niektóre rozdziały, mają charakter popularnych miniwykładów, sygnalizujących wybrane zagadnienia dotyczące oglądu otaczającego nas środowiska, w tym przeżywania piękna oraz naturalnej potrzeby jego kreowania. Pozostałe wypowiedzi słowne, inspirowane zamieszczonymi w albumie fotografiami, mają charakter swobodnych refleksji.

Wędrujemy do miejsc o szczególnym  potencjale inspiracji estetycznych: jedna ścieżka powiedzie nas na górski szczyt, druga nad brzegi wód – pogranicze dwóch światów, kolejna ku dziełom architektury i urbanistyki z wyjątkowym „duchem miejsca”, jeszcze inną będziemy z wyprawy wracali, za każdym razem patrząc na świat z różnej perspektywy, widząc odmienne krajobrazy czy obiekty, skupiając uwagę na innych aspektach rzeczywistości. Niech przyświeca nam przy tym myśl amerykańskiego trapisty Thomasa Mertona (1915–1968), który pisał: „nasza prawdziwa podróż przez życie odbywa się w nas: jest to sprawa wewnętrznego rozwoju, zdobywania coraz większej głębi i coraz pełniejszego poddawania się twórczemu oddziaływaniu miłości i łaski w naszych sercach. Nigdy jeszcze nie było równie wielkiej potrzeby naszej odpowiedzi na to oddziaływanie”[1] .

 

Wiktor Kowalczyk

 

[1]Tomas Merton, List okrężny do przyjaciół, wrzesień 1968, [w:] Tomas Merton, Dziennik azjatycki, przeł. Elżbieta Tabakowska, Kraków 1993, ss. 232-233.

 

—-9

 

W poszukiwaniu piękna (galeria sztuki w Kazimierzu Dolnym)       Fot. T. J. Chmielewski

 

—-10

 

TOM I

EKSPRESJE 1 – 5

 

 

                                                                                                       Mam Dobrą Nowinę!

 

 

Ekspresja: 1) wyrazisty, sugestywny sposób wyrażania (uzewnętrznienia) uczuć i przekazywania emocji; 2) w dziele sztuki – zdolność sugestywnego wyrażania przeżyć za pomocą środków artystycznych, np. przez taniec, grę aktorską, rysunek, fotografię (https://sjp.pwn.pl/; https://encyklopedia.interia.pl/). Zarejestrowana (obrazem, pismem i/lub dźwiękiem) i przechowana, stanowi dziedzictwo kultury danej krainy i epoki. (TJC)

 

—-11

 

                                                                                                 Z cyklu: „Jeziora kawy” 4

 

 

—-12

 

 

1. GENEZIS

 

 

                                                                                                             Światełko nadziei

 

czyli o początkach podróży w krainę piękna

Fotografie i tekst – Tadeusz J. Chmielewski

 

—-13

 

Ekspresja wielkiego dzieła natury (Alpy)

 

—-14

1.1. ŚWIATŁO FILOZOFII I TEOLOGII

 

Prawda i fałsz, dobro i zło, piękno i brzydota – pomiędzy tymi biegunami wartości każdego dnia dokonujemy wielu wyborów.

Prawda, dobro i piękno – to triada pojęć, które w cywilizacji łacińskiej od starożytności są uważane za uniwersalne i ponadczasowe wartości pozytywne. Tworzą one kanon pożądanych dążeń oraz sfer afirmacji człowieka. Filozofia klasyczna przypisała te wartości do określonych form kultury: w nauce dąży się do prawdy; w moralności dąży się do dobra; w kształtowaniu otoczenia dąży się do bezpieczeństwa, komfortu i piękna. Od XIII w., dzięki św. Tomaszowi z Akwinu, wartości te są również ważnym elementem rozpraw teologicznych. Jednak niektóre nurty filozofii, niektórzy politycy, a nawet całe grupy społeczne, relatywizują te pojęcia, starają się zacierać granice między nimi. „Cóż to jest prawda?” pytał Piłat Pana Jezusa w toku Jego procesu (J 18,38). Często słyszymy: ,,jest wiele prawd” lub ,,prawda leży po środku”; albo: „co dla jednego jest dobre – dla drugiego może być złe”; a już szczególnie często: „o gustach się nie dyskutuje”. Niektórzy twierdzą, że prawda jest tylko „moim poglądem”; dobro nie jest celem który domaga się spełnienia, lecz „moim wyborem”; piękno nie jest już doskonałością i ładem, lecz jedynie „moim gustem”. A wszystko to jest chwiejne i zmienne, sprzyjające moralnej i organizacyjnej anarchii oraz egoistycznej strategii „buszowania grubych ryb w mętnej wodzie”… Jak więc mamy dokonywać swoich wyborów? W oparciu o jakie kryteria kreować godną, bezpieczną przyszłość swoją i naszych dzieci?

Według encyklopedycznych definicji, piękno to zespół cech, które sprawiają, że coś się nam podoba, ale to także wysoka wartość/przydatność moralna ocenianego obiektu. Św. Tomasz z Akwinu twierdził, że piękno jest tym, co się podoba gdy jest spostrzegane, ale jednocześnie godne. Piękno w jego ujęciu jest właściwością przedmiotów, które spełniają trzy warunki: proporcjonalność (harmonię), całkowitość (doskonałość wykończenia, zupełność) oraz „blask” formy[1]. Współcześnie wielu filozofów podziela pogląd, że piękno jest odczuwane jako jedność dobra (spełnienia marzeń) i prawdy (realnego opisu rzeczy). Bez pragnienia prawdy, dobra i piękna, nie bylibyśmy ludźmi[2]. Kolejną cechą charakteryzującą piękno jest łączenie jego percepcji i projekcji z jednej strony z naturą (wspaniałym tworem Boga), z drugiej zaś – z twórczością człowieka, kreacją, harmonijnym kształtowaniem obiektów i obszarów. Człowiek dąży do ubogacania siebie i swego otoczenia[3]. Odbiorca, ale także twórca dzieła pięknego odczuwa satysfakcję, zachwyt. Piękne obiekty pragniemy mieć; piękne miejsca lubimy odwiedzać, w pięknych krajobrazach chcemy żyć. Przyszłość bez piękna byłaby tragiczna.

 

________________

[1] Umberto Eco 2005. Historia piękna. DW REBIS, Poznań, ss. 438
[2] Mitrowski G. 1993. Transcendentalne kategorie filozofii: prawda, dobro, piękno. Folia Philosophica, Katowice, T. 11: 63-74.
[3] Krąpiec M. A. 1974. Ja – człowiek. Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin, ss. 455

 

—-15

 

 

 

                                                                                 Poranek w Tatrach Zachodnich

 

 

                                                            Starodrzew dębowy w Puszczy Białowieskiej

 

—-16

 

 

1.2 ECHA TEORII EWOLUCJI

 

Poszukując odpowiedzi na pytanie o genezę poczucia i afirmacji piękna, warto sięgnąć do prac z zakresu ekologii behawioralnej oraz teorii ewolucji człowieka. Zestawiając wyniki badań dotyczących wybierania przez ludzi i zwierzęta siedlisk najbardziej sprzyjających ich bytowaniu, G. Orians uznał[1], że preferencje te wykształciły się w toku ewolucji, jako efekt zróżnicowanej i ograniczonej dostępności określonych zasobów środowiska w czasie i przestrzeni. Ponieważ poszukiwanie optymalnych do życia siedlisk odbywało się początkowo w warunkach niepewności efektu, badacz ten założył, że po zdobyciu odpowiedniej puli doświadczeń, dogodne siedliska wywołują u ludzi i zwierząt silne pozytywne reakcje, zaś siedliska mało sprzyjające – wywołują reakcje negatywne. W początkowym okresie rozwoju cywilizacji, takie pozytywne odczucia wywoływały u ludzi przede wszystkim tereny o ciepłym klimacie, dysponujące bogatymi zasobami roślin i zwierząt przydatnych do życia człowieka, a jednocześnie stwarzające dobre warunki do obserwacji otoczenia, polowania i do przemieszczania się plemion ludzkich. We wczesnym etapie rozwoju gatunku homo sapiens, takimi terenami były według G. Orians’a m.in. biomy sawanny i lasostepu. W ten sposób, w toku ewolucji wykształciły się skojarzenia bardzo pozytywnych ocen rozległych terenów naturalnych, bogatych przyrodniczo, o znacznym udziale otwartych przestrzeni. Z kolei szczyty górskie i inne tereny niedostępne, tajemnicze (puszcze, bagna, rozlewiska), łączyły się zwykle z wierzeniami religijnymi, jako obszary związane z sacrum, jak również z odwiecznymi pragnieniami poznawania tego, co dotychczas nieznane, zdobywania tego, co nowe. Dlatego współcześnie zdecydowana większość ludzi postrzega krajobrazy naturalne (niezmienione) lub prawie naturalne, o rozległych panoramach widokowych, jako atrakcyjne, piękne, godne ochrony i zachowania dla następnych pokoleń[2].

Znajomość ewolucyjnych, behawioralnych I psychologicznych uwarunkowań percepcji krajobrazu, pozwala lepiej zrozumieć rolę oraz pełniej odczuwać i oceniać walory kompozycji przestrzennej środowiska naszego życia.

_____________

[1] Orians G. 1980. Habitat selection: General theory and application to human behavior [w:] J.S. Lockhard red.: Evolution of human social behavior. Elsevier; New York: 49 – 66.
[2] Chmielewski T.J., Chmielewski Sz., Kułak A. 2019. Percepcja i projekcja krajobrazu: teorie, zastosowania, oczekiwania. Przegląd Geograficzny 91, 3: 365 – 384.

 

—-17

 

 

                                                                            Świt w Gorcach. W oddali panorama Tatr

 

                                        Wielkoprzestrzenne wrzosowisko na Polesiu Zachodnim

 

—-18

 

 

                                                                   Poleski Park Narodowy. Bagno Bubnów

 

                                                                                       Portret błotniaka łąkowego

 

 

—-19

 

           Roztocze Zachodnie. Harmonijny krajobraz przyrodniczo-rolniczy – aspekt letni

 

       Roztocze Zachodnie. Harmonijny krajobraz przyrodniczo-rolniczy – aspekt jesienny

 

—-20

 

1.3. SMAK NAUK O KRAJOBRAZIE

Są krajobrazy, które mijamy obojętnie: wszędobylskie, pospolite, bez wyrazu, bez swoistego stylu i zauważalnej kompozycji. Nie wyróżniają się niczym, nie pozostają w naszej pamięci, mimo że zajmują często ogromne przestrzenie. Są krajobrazy męczące: agresywne, hałaśliwe, zanieczyszczone, wręcz niebezpieczne, które chcielibyśmy jak najszybciej opuścić i w przyszłości omijać. Ale są też krajobrazy, które „od pierwszego wejrzenia” budzą nasze pozytywne zainteresowanie, żywsze bicie serca, chęć zatrzymania się na dłużej, pragnienie nawiązania bliższych relacji, poznania istoty ich tożsamości. Te zapisujemy w pamięci jako miejsca interesujące, inspirujące, warte ponownego odwiedzania. Wśród nich z rzadka zdarzają się obszary lub miejsca, które albo od razu, albo dopiero po bliższym poznaniu wywołują efekt „Wow!” – miejsca fascynujące, wręcz magiczne. Co sprawia, że krajobrazy i konkretne miejsca wpływają na nas w tak odmienny sposób? Jak chronić tożsamość krajobrazu, jak odkryć i pielęgnować ducha miejsca, a jak te cechy przestrzeni wykreować ?

Wielowiekowa wzajemna zależność i ewolucja przyrodniczych i kulturowych cech krajobrazu, tworzy jego tożsamość[1]. Odczucie tożsamości jest tym silniejsze, im bardziej wyraziste i niepowtarzalne, ale jednocześnie im głębiej zakorzenione w historii i tradycji, są cechy analizowanego terenu. Harmonia tych cech percypowana jest jako styl krajobrazu[2].

Wykształcenie się określonego stylu krajobrazu wymaga długofalowej wizji rozwoju danego obszaru, poszanowania jego dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego, systematyczności i determinacji mieszkańców. Dlatego krajobrazy o wyraziście zachowanym stylu historycznym i (lub) regionalnym, zachowały się na stosunkowo nielicznych obszarach. Wszędzie tam wymagają one szczególnej ochrony, konserwacji i dalszego troskliwego kształtowania, nie tylko jako świadectwo działalności na danym terenie wybitnych twórców, ale również jako wielopokoleniowe dzieła całych społeczności.

Intensywna wielozmysłowa percepcja obszarów o wybitnie harmonijnej kompozycji dzieł natury lub (i) kultury, wsparta możliwie szeroką wiedzą o danym terenie, może w określonych warunkach prowadzić do odczucia wyjątkowego „ducha miejsca”[3]. Informacje o unikatowych predyspozycjach takich „magicznych” zakątków lub obszarów, powinny być ważnym elementem ich promocji oraz argumentem za koniecznością ich szczególnej ochrony i twórczego rozwoju.

____________

[1] Chmielewski T.J., Chmielewski Sz., Kułak A., 2019. Percepcja i projekcja krajobrazu: teorie, zastosowania, oczekiwania. Przegląd Geograficzny 91, 3: 365 – 384.
[2] Chmielewski T.J. 2012. Diagnozowanie i projektowanie stylu krajobrazu. Problemy Ekologii Krajobrazu; XXXIII: 31 – 52.
[3] Chmielewski T.J. 2022. Tożsamość krajobrazu regionu i duch miejsca. Czasopismo naukowe „Ziemia”, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa, Vol. LXVIII: 9-26.

 

—-21

 

 

Roztocze Środkowe, wieś Guciów. Tradycyjna chata – jeden z wyróżników stylu krajobrazu regionu

 

                                   Roztocze Środkowe, wieś Pańków – cmentarz prawosławny

 

—-22

 

Plac Litewski w Lublinie. Unikatowy „duch miejsca”, uchwycony dnia 14.10. 2012, o godz. 7.15.

 

Muzeum Zamoyskich w Kozłówce – późnobarokowa rezydencja magnacka, obecnie jeden z najlepiej zachowanych zespołów pałacowych w Europie, kulturowy wyróżnik krajobrazu Wysoczyzny Lubartowskiej

 

—-23

 

 

                                                                                 Koniec września w Jeziorzanach
                                                „Nenufary” wg Claude Monet (1919), w 100 lat później

 

—-24

 

1.4. DOTYK LINII PAPILARNYCH

 

Piękno (zarówno natury, jak i artystycznych dzieł człowieka) inspiruje wielu ludzi nie tylko do jego afirmacji, ale także do dzielenia się radością z jego doznawania, a osoby szczególnie wrażliwe i kreatywne – również do jego pomnażania poprzez własną twórczość. Tworząc – pragniemy pozostawić po sobie dzieła jak najwyższej wartości, dające innym radość z przeżywania piękna. To właśnie artyści-malarze, powieściopisarze, poeci, architekci, architekci krajobrazu, opowiadają nam od stuleci o tym, co piękne i dają tego (także autorskie) przykłady[1].

Choć za koncepcjami piękna stoją pewne kanony i reguły jednakowe dla wszystkich wieków, tworzące główny model estetyczny naszej kultury, to w szczegółach projekcji i percepcji piękno przybierało różne oblicza, stosownie do stylów i mód danego okresu historycznego. Twórcy z reguły są niepokorni, chcą się wyróżniać, szukają nowych środków wyrazu dla przekazana emocji otaczającej ich rzeczywistości. Najwięksi z nich kształtują style i mody swoich epok, odciskając trwały ślad w historii kultury.

Wielkoprzestrzennym środowiskiem naszego życia jest krajobraz. To jego cechy są odbiciem kolejnych faz rozwoju cywilizacji w określonych warunkach środowiska przyrodniczego poszczególnych regionów fizycznogeograficznych. Percepcja krajobrazu ma charakter emocjonalny[2]. Rejestrujemy i kompilujemy wrażenia wzrokowe, dotykowe, dźwiękowe, smaki, zapachy, temperaturę. Obserwujemy innych ludzi ich relacje. Przeżywamy emocje związane z charakterem i dynamiką otoczenia, poczuciem bezpieczeństwa lub zagrożenia, harmonią i afirmacją albo presją i agresją, pięknem lub brzydotą, komfortem życia, miłością i radością lub bólem, niezwykłym „duchem miejsca”. Konfrontujemy te emocje z naszą wiedzą i doświadczeniem życiowym, w tym ze wcześniejszymi przeżyciami związanymi z przebywaniem w konkretnym rejonie oraz w podobnych i odmiennych krajobrazach, z tymi lub innymi ludźmi. Budujemy, lub weryfikujemy emocjonalny obraz danego terenu.

__________________

[1] Umberto Eco 2005. Historia piękna. DW REBIS, Poznań, ss. 438.
[2] Chmielewski T.J. 2024. Krajobrazy emocjonalne. Czasopismo naukowe „Ziemia”, Wyd. PTTK „Kraj”, Warszawa, Vol. LXXI: 37-56.

 

 

—-25

 

                                 Echo serca (Czerlonka – mała osada w Puszczy Białowieskiej)

 

 

—-26

 

1.5. ECHO SERCA

 

Odczuwanie piękna otwiera nasze serca:

Różnorodność form, precyzyjna sieć wzajemnych powiązań oraz logika funkcjonowania systemów przyrodniczych: od skali lokalnej do Kosmosu (w oparciu o opisywane przez naukę prawa natury), skłania wielu z nas do wiary w istnienie Wszechmocnego Stwórcy, czuwającego nad swoim dziełem, a więc i nad nami.

Piękno natury inspiruje nas do tworzenia dzieł własnych: najpierw na wzór samego Stwórcy (albo – jak uważają niewierzący w Boga – na wzór form i systemów, które wykształciły się i sprawdziły w efekcie splotu milionów przypadkowych zdarzeń), a potem – jako samodzielnych wytworów naszego intelektu. To przede wszystkim poznawanie tajników natury i pragnienie panowania nad nią, by kreować jak najlepsze warunki do życia, było i jest źródłem tworzenia kultury Homo sapiens. Piękno natury i kultury pobudza nas nie tylko do działalności twórczej, ale także do ochrony najwspanialszych dzieł przyrody i człowieka, dla dobra obecnego i przyszłych pokoleń.

Afirmacja piękna natury i kultury otwiera nasze serca na dobro. Doro tworzenia i dobro dzielenia się nim z innymi. A wiara i dobro budzą w nas nadzieję.

Piękno i dobro otwiera nas na miłość. Miłość Boga, miłość oblubieńczą i miłość bliźniego. Ale piękno i miłość są kruche, dlatego trzeba o nie dbać. A jednym z filarów dbałości jest prawda.

I tak trwają razem: wiara, nadzieja i miłość, prawda, dobro i piękno. I to właśnie jest szczęście.

 

—-27

 

                                                                                                        Telefon do Nieba

 

—-28

 

2. MIĘDZY NOCĄ A DNIEM

 

 

                                                                                                    Świt na Jeziorze Perty

 

Fotografie Tadeusz J. Chmielewski

Tekst Wiktor Kowalczyk

 

—-29

 

                                                                                               Brzask w dolinie Narwi

 

                                Poranne barwy Stawów Echo (Roztoczański Park Narodowy)

 

—-30

 

Nim dane nam będzie ujrzeć rzeczy niezwykłe, zacznijmy od przyjrzenia się temu, co mimo że powszednie, jest przecież nadzwyczajnej urody i wymowy – pewnej trudno uchwytnej, choć przekraczanej przez nas po dwakroć każdej doby granicy. Co dzieje się „między” – w momencie, w którym świat przechodzi z jednego stanu w drugi?

Jeśli udałoby nam się wstać dostatecznie wcześnie, moglibyśmy ujrzeć na granatowym jeszcze niebie, tuż nad horyzontem, pierwsze różowe pasemko brzasku, od którego zaczyna się świt, wieńczony wschodem słońca. To jak ponowne otwarcie bram miasta albo następnego rozdziału księgi, czy też kolejne rozdanie kart. Nadzieja i ciekawość mieszają się z obawami. Pytamy sami siebie – Co przyniesie dzień?

Świat budzi się z nocnego snu. Odświeżony, przeciera oczy, przejmując nas chłodem i wilgocią. Z niebytu wybiega ku nam nasiąknięta wodą łąka. Drzewa po omacku błądzą konarami w materii mgły. W kroplach rosy perli się już światło…

Ach, gdyby tak o zaraniu znaleźć się z dala od miasta, na przykład nad jeziorem i „zawisnąć” na drewnianym pomoście ponad jego taflą… Zimne fiolety i szare błękity stopniowo rozświetlają się najpierw różowo-łososiowymi, a potem srebrno-miedzianymi barwami. Powietrze stoi w bezruchu, na wodzie ani zmarszczki. Nieopodal wyraźnie odcinające się od nieostrego tła pasmo trzcin, po drugiej stronie ledwie widoczny las, biegnący brzegiem, niczym wykres fali o zmiennej długości i amplitudzie. Konfrontując się z własnymi odbiciami, dokonują samopoznania. Aż trudno odróżnić kopię od oryginału, wskazać między nimi granicę. Wyrastające ponad wodę łodygi i ich lustrzane obrazy łączą się, wydłużając linie i domykając figury, wzbogacają rzeczywistość.

Cisza – kolejna rzadkość naszej doby – chwila darowana na kontemplację. Naraz plusk i po powierzchni rozbiegają się koncentryczne kręgi. Po chwili obok drugi – interferencja fal… Przypominają się szkolne lekcje fizyki, a zaraz potem nasuwa się skojarzenie: fizyka ludzkiego życia… Ileż fal nami porusza, czasem wręcz miota? A jaki wpływ wywierają na innych fale naszej egzystencji?

Gdy podmuch wiatru na dobre zmarszczy wodę, trzciny jakby traciły grunt pod nogami i pewność siebie. Ich odbicia zyskują dynamikę, ulegając zmieniającym się deformacjom.

 

—-31

 

                                                                                                            O poranku w Tykocinie

 

                                                                                      Zimowy poranek na moim osiedlu

 

—-32

Odkąd żyjemy w rzęsiście oświetlonych nocą miastach, w znacznej mierze przestała nas dotykać jej ciemność. W nasze okna zaglądają uliczne latarnie, drogę torują nam reflektory samochodowe, iluminacje preparują z mroku budowle. Straciliśmy pojęcie o niebie gwiaździstym nad nami (o prawie moralnym w nas nie wspominając). Dopiero znalazłszy się poza zasięgiem miejskich świateł, możemy doświadczyć mroków nocy, które od niepamiętnych czasów kojarzyły się z występkiem, upiorami, demonami, obłędem czy umieraniem. Trudno nam dziś uzmysłowić sobie, z jaką ulgą, radością i wdzięcznością musieli witać blask jutrzenki nasi przodkowie – niczym odrodzenie, przełom, przemianę, po której świat ponownie ukazywał jaśniejszą twarz.

Zimą, gdy rano odsłaniamy okna, bywa, że niedostatek słonecznego światła zrekompensują nam nie mniej zachwycające „światłocienie”, świeżo położone na gałęziach drzew czy gzymsach kamienic przez śnieg lub szron.

Lubię o świcie przemierzać pieszo moje miasto, zwłaszcza gdy otula je mgła, która rozpuszcza, zamalowuje, zaczarowuje dobrze znane widoki, przydając im niesamowitości. Na rozmytym tle, niewiadomej treści ni głębi, mocniej dochodzą do głosu konkrety pierwszego planu. Co czeka mnie za kilkadziesiąt kroków? W sukurs przychodzą: pamięć do spółki z doświadczeniem i wyobraźnią.

A co skrywa przed nami przyszłość? Czy nie czujemy się jak we mgle, gdy przychodzi nam dokonywać ważnych życiowych wyborów? Ile ruchów do przodu (własnych i losu) potrafimy przewidzieć? Odkrywanie tajemnicy wymaga cierpliwości, a my chcielibyśmy poznać ją już, zaraz, teraz…

 

 

—-33

 

 

                                                            Jesienny poranek w Janowcu nad Wisłą

 

                                                      Na wygonie w Jeziorzanach (Pradolina Wieprza)

 

 

—-34

 

 

W pewien jesienny świt zdarzyło mi się oczekiwać wschodu słońca na kazimierskiej Górze Trzech Krzyży. Wokół panował wilgotny chłód. Śpiące jeszcze miasteczko przesłaniała lekka mgiełka, Wisły nie było widać wcale. Zrobiło się już całkiem widno, lecz słońce pozostawało wciąż za widnokręgiem. Pierwszy „zapalił się” kościół ojców reformatów na „Wietrznej Górze”. Następny strumień promieni wlał się doliną Grodarza, oświetlając kolejno: kominy i attyki kamienic przy Senatorskiej oraz dach kościoła św. Anny. Dopiero po kolejnym kwadransie słoneczna tarcza zaczęła wynurzać się zza góry. Odwróciwszy się, ujrzałem blask bijący od zwieńczonego sygnaturką szczytu fary, wznoszącego się nad dachem jej prezbiterium. Równocześnie „zaświeciły” pobliskie drzewa, krzewy, zioła… W dole jasność powoli zdobywała zachodnią pierzeję rynku. Krzyże rzucały długie cienie w kierunku Wisły – jej dolina nadal tonęła we mgle.

Nagle w oddali zaczął odsłaniać się widok Janowca – Mam cię, niepowtarzalny „duchu miejsca”! Promienie światła najpierw wydobyły z krajobrazu najjaśniejsze plamy: wyłaniające się z piany zieleni szczyt i wieżę kościoła parafialnego, ściany co wyżej wypiętrzonych domów, hełm zamkowej baszty, wychodnie skał kredowych na zboczu doliny, rąbek piasku i wapienne kamienie, umacniające przeciwległy brzeg rzeki… Podnoszące się słońce i opadająca mgła stopniowo zdejmowały z widoku szaroniebieską firanę, a barwy nabierały intensywności, soczystości, głębi.

Rozchylające się o poranku kwiaty zwracają się ku słońcu. Cała przyroda zdaje się być na nie nieobojętna. Także w najdawniejszych wierzeniach, mitologiach, religiach słońce zajmowało centralne miejsce. Jego wschody witano, zaćmienia budziły przerażenie, równonoce i przesilenia zaznaczano specjalnymi celebracjami. Chrześcijaństwo uznało Słońce za symbol Boga, a jego wschód stał się metaforą Zmartwychwstania Chrystusa. Stąd dawne kościoły orientowano prezbiterium ku wschodowi, by zgromadzeni w chórze zakonnym mnisi podczas Jutrzni, czy wierni w trakcie pierwszej mszy mogli doświadczać jego blasku. 

 

 

—-35

 

Jakże wymowne poranne zestawienie dwóch symboli krajobrazu wiejskiego, po dwóch stronach roztoczańskiej drogi

 

 

—-36

 

Westchnienie pod mijaną rankiem figurą czy kapliczką – najkrótszy akt uwielbienia, dziękczynienia, zawierzenia, prośba o błogosławieństwo, opiekę, wstawiennictwo. A potem praca, modlitwa, posiłek, odpoczynek i znowu praca – rytm dyktowany pozycją słońca na niebie. Czy nie zdarza nam się za nim tęsknić? Przecież tak żyli jeszcze nasi dziadkowie…

Gdy wyschnie rosa na parkowych ławkach, można usiąść i delektować się urodą jeszcze ciepłego jesiennego dnia, snując refleksję nad upływem czasu. Słoneczna wędrówka odzwierciedla bowiem człowieczą, od narodzin po śmierć. Jeszcze się nie obejrzymy, gdy przebrzmią dzwony na „Anioł Pański” i nasza gwiazda dzienna zacznie skłaniać się ku zachodowi.

Był czas, kiedy latem słońce topiło się w Wiśle tuż przed naszymi oknami. Jego złocisto-pomarańczowe światło barwiło nadrzeczne łąki i przeciwległe zbocze doliny, a także pola, drzewa i domy na odległej wierzchowinie. Malowało również ciemniejące z każdą chwilą niebo, które przeglądało się z kolei w rzece. Ogniste plamy i połyskujące refleksy na wodzie powoli gasły, przechodząc w smugi różu i fioletu. Świat stopniowo zmieniał paletę, aż nastawała „szara godzina” zmierzchu, za którą znów kroczyły granat wieczoru i czerń nocy.

Podobnie jak pierwsze kilkadziesiąt minut po wschodzie, tak i ostatnie przed zachodem, z uwagi na barwę światła, jego miękkość oraz mały kąt padania (dający długie cienie), są nazywane przez fotografików i filmowców „złotymi godzinami”. To najwłaściwsze pory dnia dla zdjęć krajobrazowych.

Jednak wizualna intensywność i efektowność wschodów czy zachodów słońca, skutkujące łatwością rejestracji ich obrazów, sprawiają, że wiele z nich pozbawionych jest wartości artystycznej, odznaczając się jedynie powierzchowną i mało wymagającą w odbiorze „ładnością”, przez co popadają w kicz, którego w dzisiejszej ikonosferze niestety nie brakuje.

 

 

—-37

 

 

                                              Ciepłe, jesienne popołudnie (Ogród Saski w Lublinie)

 

 

                                                                                 O zmroku na podlaskiej ławeczce

 

—-38

 

                                                        Wśród przyjaciół, o zachodzie, przy ognisku…

 

 

                                                                            Wieczorny powrót do domu (Podlasie)

 

—-39

 

                                           Wieczorne piękno zwykłego badziewia (Wyżyna Lubelska

 

                                                                         Płonące miedze (Pagóry Chełmskie)

 

—-40

 

                                                                                                                Sosna gorejąca

 

 

—-41

 

Wernisaż wystawy fotografii Lubelskiej Grupy Twórczej Foto-Quortet z gościnnym udziałem Pawła Pierścińskiego Kazimierz Dolny, sierpień 2008 (Fot. Szymon Chmielewski)

 

 

„Poskramiacze ognia” – wieczorny pokaz na Rynku Starego Miasta w Lublinie, lipiec 2018

—-42

 

Wieczór to dla większości z nas pora powrotów do domu, wytchnienia, spotkań z rodziną, przyjaciółmi – wspólnych posiłków, spacerów i posiadów, rozmów, opowieści, zabaw i śpiewów przy stole czy ognisku. Jakkolwiek zarówno ogień, jak i prąd elektryczny budzą nasz respekt, przerażając swą niszczycielską czy wręcz zabójczą mocą, to dawane przez nie światło, to „żywe” i to sztuczne, odznacza się przedziwną siłą przyciągania, która skupia nas w jego kręgu. Oby nie był to jedynie krąg jasności i ciepła, lecz również bezpieczeństwa, bliskości, szczerości, dobroci.

Okazją do wieczornego spotkania ze sztuką bywa wyjście do kina, teatru, na koncert albo wernisaż wystawy lub wzięcie udziału w ulicznym happeningu. Czy to pod dachem, czy na wolnym powietrzu, światło odgrywa jedną z pierwszoplanowych ról, od ulicznych latarni  czy iluminacji zabytków architektury, poprzez galerie, sceny, estrady, ekrany, na podświetlanych instalacjach artystycznych i tańcu z pochodniami kończąc.

Alternatywą dla bycia razem jest spędzenie wieczoru w pojedynkę, w domu, choćby w fotelu pod lampą. Wcale nie musi towarzyszyć mu nuda, smutek czy poczucie osamotnienia. Wręcz przeciwnie: wyciszenie, zamyślenie, zasłuchanie w muzykę, pogrążenie w lekturze, zaangażowanie w akcję filmu albo oddanie się własnej ekspresji. Wielu twórców uznaje właśnie porę nocną za najbardziej sprzyjającą kreacji.

 

—-43

 

 

                                                                                  Przed świtem na rynku w Tykocinie

 

„Nalot ryb na ulicę Rybną” Instalacja artystyczna typu Streat Art (Stare Miasto w Lublinie, lipiec 2018)

 

—-44

 

Mimo że kalendarz pod każdą datą podaje czas wschodu i zachodu słońca, trudno nam uchwycić granicę dnia i nocy. Następują po sobie nieubłaganie, acz płynnie i powoli, co postrzegamy jako zmaganie się przeciwieństw – sił światła i ciemności, niczym dobra ze złem. Przeciwieństwa? Lustrzane odbicia? A może dopełnienia? Wszak dopiero razem stanowią pełnię.

Między dniem a nocą istnieje wyraźna różnica potencjałów, także w sferze naszych emocji. Mimowolnie działają one jak filtry nakładane na oczy.

Cisza poranka napełnia nas pokojem, relaksuje, świat zdaje się bardziej bezpieczny, uporządkowany, ludzie lepsi, a stopniowej mobilizacji do aktywności towarzyszy świeżość umysłu, poczucie siły sprawczej, otwartość, pogoda ducha i nadzieja.

Wraz z nadejściem zmierzchu niekiedy robi nam się żal mijającego dnia. Dają o sobie znać jego trudy i troski, a satysfakcja z osiągnięć miesza się z goryczą porażek. Sprawy wyglądają gorzej, czujemy się bardziej zagubieni, nawiedzają nas czarne myśli, czasem ogarnia wręcz rozpacz.

Natomiast spokój wieczoru i cisza nocy, które mają sprzyjać odpoczynkowi, podszyte są niepokojem. Lekarstwem na nie mogą być domowe ciepło i bliskość kochanej osoby, bo przecież noc jest także porą miłości.

 

 

—-45

 

 

                                                                                                       Wieczorny spacer

 

—-46

 

3. NA NIEBIE I NA ZIEMI

 

                                                                                                  Burza nad Polesiem

 

 

Fotografie: Tadeusz J. Chmielewski

Tekst: Wiktor Kowalczyk

 

 

—-47

 

 

                                                          Wodne lustro 1 (Staw w Lasach Janowskich)

 

 

                                                             Wodne lustro 2 (Staw w Lasach Janowskich)

 

 

—-48

 

Na niebie i na ziemi…, czyli nad głową i pod stopami, wysoko i nisko, w relacji wertykalnej i układzie horyzontalnym. Proponuję, byśmy zastanowili się przez chwilę nad wymową obu tych przestrzeni, między którymi rozpięte jest nasze życie.

Ziemskość oznacza fizyczność, ograniczoność, doczesność – domenę profanum. Niebieskość (a może raczej niebiańskość?) to bezgraniczność, duchowość, wieczność, a więc sfera sacrum. Niebu zwykliśmy przypisywać pierwiastek męski, porządek i harmonię, prawo moralne i prawdę, a także radość, czystość, miłość, szczęście i zbawienie. Wierzymy, że jest ono mieszkaniem Boga i adresem obiecanego nam raju. Ziemia natomiast, o konotacjach żeńskich, symbolizuje matkę, cielesność, płodność, obfitość, fundament, cykliczność istnienia, mądrość i zmysł praktyczny, ale też niedoskonałość, grzeszność, cierpienie, śmierć i grób.

Na otwierającej ten rozdział fotografii możemy dopatrzyć się wszystkich czterech żywiołów: ziemi, powietrza, wody i ognia. Oto roztacza się przed nami pejzaż iście multimedialny, pełen światła, dźwięków, zapachów, wrażeń dotykowych i cieplnych. Gęstnieje cisza przed burzą. Pryska beztroska, ustępując miejsca lękowi. Ciężkie ołowiane chmury trą niemal o ziemię. Ich narastająca ciemność zdaje się coraz bardziej przytłaczać, dynamizując i dramatyzując obraz, wzmagając nastrój grozy. Zrywa się wiatr, który zaczyna miotać zaroślami – czym są naprzeciw jego siły? A jednak wobec ich bezbronności wydaje się być bezradny… Niebo tną błyskawice, w ziemię bije grom za gromem. Nasila się ulewa. Lecz światło, które wyłania się zza horyzontu, napełnia nas otuchą – Nawałnica zaraz minie! Jak pouczają stoicy, nasze kłopoty i zmartwienia powinniśmy traktować niczym chmury, które wprawdzie na chwilę przesłaniają nam słońce, nie mają jednak wpływu na to, że świeci.

– Dlaczego niebo jest niebieskie? – zwykł pytać studentów jeden z mych wykładowców i wielu miało problem z odpowiedzią. To jedna z tych oczywistości, którymi nie zaprzątamy sobie głowy. Łatwiej już odpowiedzieć, czemu niebieska jest woda: bo stanowi zwierciadło nieba.

Ale niebieski niebieskiemu nierówny. Jasny błękit pogodnego poranka, czasem z nutą różową, kiedy indziej zbliżający się do turkusu, w ciągu dnia jakby nasycał się barwą i pod wieczór, przez szafir i kobalt pogrąża się w granacie. Gdy w bezchmurną noc patrzymy w głębię rozgwieżdżonego nieba, świadomość bezkresu Kosmosu aż zatyka dech w piersiach.

 

 

 

—-49

 

 

                                                                                Byłem poleskim wiatrakiem…

 

                                                                                        Cud roztoczańskiej wiosny

 

 

—-50

 

Do niemal codziennych zjawisk na niebie należą chmury. To „teatr” w blue boxie. Powoli wyłaniają się zza widnokręgu, niczym z głębi zascenia, w oczach rosną, nabierają kształtów, zbijają się w chmary. Ciągną, przetaczają się, kładą cieniem na ziemi, przeglądają w wodach. Zrazu jak pasemka włosów, potem niczym loki, kędziory, fryzur nietrwałe ondulacje. Zmierzwione, sfilcowane, pierzą się, kłębią i nawarstwiają, wiszą niby falbany, draperie, lambrekiny. Jak na malarskiej palecie: biele i szarości w pełnej gamie, to z domieszką żółcieni lub oranżu, to z odrobiną błękitu, różu czy fioletu. Układają się w martwe natury, pejzaże, sceny rodzajowe, akty i portrety. Rozpoznaję wśród nich łabędzie, orły, psy, niedźwiedzie, smoki… Bywam przerażony, widząc, jak ze sobą walczą i nawzajem się pożerają. A gdy sam robię się głodny, biorę je za zwitki cukrowej waty, kładzione kluski, puszyste racuchy. Kiedy zaś zamarzę o dalekich podróżach, widzę sterowce, które majestatycznie żeglują, dryfują i nagle…  spadają deszczem wprost na moją głowę.

Podobnie jak mówi się o fotogeniczności pewnych osób, tak też można usłyszeć o „fotograficzności” nieba. Zdjęcia z gładkim jak blacha niebem przeważnie nie są ciekawe. Jeśli nie można liczyć na chmury, nieźle jest, gdy przesłoni je choćby konar drzewa. Nic nie zastąpi jednak białych obłoków albo potężnego cumulonimbusa.

Chmury odznaczają się nie tylko nieskończoną różnorodnością form, lecz i dużym potencjałem znaczeniowym. Pojawiają się w porównaniach i metaforach, gdy mowa o smutku, niezadowoleniu, gniewie, a także o lekkości bytu bądź oderwaniu od rzeczywistości. W sensie symbolicznym mogą oznaczać: swobodę, mądrość, marzenia, ale i niejasności, nieświadomość, niewiedzę, zmienność czy przemijanie, jak również zmartwienie, niełaskę bądź zdradę. Bywają zasłoną prawdy, tajemnicy – sfer niedostępnych śmiertelnikom, lub zapowiedzią zbliżającego się nieszczęścia.

O chmurach można powiedzieć, że to stworzenia stadne, wieczni wędrowcy, których wiatr jest pasterzem. Wielu z nas nie lubi wiatru, ja za nim wprost przepadam, zwłaszcza gdy jest porywisty i trzeba się z nim zmagać. Symbolizuje on szybkość, zmienność, daremność, niepokój, zamieszanie, porywczość, namiętność, szaleństwo albo wojnę, ale też świeżość i poetyckie natchnienie. W Biblii występuje w roli forpoczty Boga, jako tchnienie Jego Ducha, raz będąc wyrazem potęgi, kiedy indziej znów delikatności. Ach, poczuć wiatr w żaglach! Pytanie tylko: płynąć z wiatrem, czy iść pod wiatr…? I jak go podejść, schwytać, zaprząc do pracy na naszą rzecz? Z sentymentem patrzymy na ostatnie wiatraki – niepotrzebne, pozbawione skrzydeł, popadłe w ruinę. Jakże inaczej jawią nam się dzisiejsze farmy wiatrowe…

 

—-51

 

                                                                                                Samotność (Polesie)

 

                                                                                                   Strach (dolina Bugu)

—-52

                                              Pan Bóg na trawę złoty bilon rzucił…(wieś Bubel Stary)

 

                                                                 Boże, bądź miłościw! (Wyżyna Lubelska)

 

—-53

 

                                                                                    Po burzy (Janów Podlaski)

                                                                                  Idziemy do ślubu! (Lublin)

 

 

                                                                           Dopłynęli… (Wisła k. wsi Kamień)

 

 

—-54

 

Bywa, że po deszczu pojawia się tęcza – pomost łączący Niebo z Ziemią, biblijny znak przymierza, jakie zawarł Bóg z Noem po ustąpieniu potopu. Spotkamy ją również w apokaliptycznej wizji św. Jana wokół tronu Chrystusa, jako wyraz Bożej chwały i miłosierdzia. Siedmiobarwna tęcza symbolizuje bowiem doskonałość, dobro, nadzieję i pokój.

Jak różnie muszą wyglądać nasze ziemskie sprawy z punktu widzenia Nieba… Perspektywa ptasia i żabia też dostarczają odmiennych obrazów świata. Niemniej istotne w jego odbiorze są umiejscowienie i charakter linii horyzontu, owego „spotkania” góry z dołem. Jej przebieg bywa jednostajny, sfalowany, rozedrgany lub rozmyty.

Atmosfera, hydrosfera i litosfera – trzy fizyczne ośrodki o diametralnie różnych właściwościach, których chemiczny skład i zakres parametrów fizycznych umożliwiły zaistnienie i rozwój życia na Ziemi. Czy jest jedyną jego enklawą? Czy ktoś poza nami był w stanie sięgnąć umysłem do początków Wszechświata, zachwycić się jego matematyczną doskonałością, postawić pytanie o Praprzyczynę?

Ziemia… Jakie skojarzenia rodzi to słowo? Nasz świat, nasze miejsce i dom (oikos), ojcowizna i Ojczyzna? Miewa ona niejednoznaczne oblicze – raz zdaje się być rozległa, kiedy indziej ciasna, dla jednych gościnna, dla innych wręcz przeciwnie, tu jałowa, a gdzie indziej znów żyzna. Przemierzamy ją i mierzymy, opisujemy i obrazujemy (w formie map czy pejzaży), zdobywamy, zasiedlamy, dzielimy, grodzimy, zawłaszczamy. Eksploatujemy jej zasoby, uprawiamy ją i zbieramy plony. Kupujemy, sprzedajemy, dziedziczymy, przywiązujemy się, darzymy uczuciem. Bywamy jej wierni, bronimy, walczymy, by w końcu w niej spocząć.

O fizjonomii każdego obszaru decydują w pierwszym rzędzie ukształtowanie powierzchni (będące funkcją budowy geologicznej podłoża i procesów, jakim podlegało), wody powierzchniowe, szata roślinna oraz skutki działalności człowieka. Nie bez znaczenia dla recepcji krajobrazu pozostają również pora roku i warunki pogodowe.

Krajobraz – niczym palimpsest, nadpisywany tysiącami, a nawet milionami lat, najpierw przez samą naturę, a potem w coraz większym stopniu także przez naszych przodków – jest jak dawna iluminowana księga. Możemy starać się ją odczytywać w języku historii naturalnej i cywilizacyjnej lub też sięgając po język estetyki.

Zwróćmy uwagę na wyróżniające się punkty i linie, wyznaczane przez nie piony, poziomy czy skosy, rysujące się figury, bryły, plamy barwne i ich wzajemne relacje, różnice walorowe, światłocienie oraz refleksy światła uwydatniające przestrzenność i faktury, rytmy powtórzeń, kolejne plany, kulisy, osie i głębię perspektywy.

—-55

 

                                                                                   Łagodność świtu (Supraśl)

 

Cień królewskiej korony (Kazimierz Dolny)

 

—-56

 

                                                                               Aż płakać się chce (Podlasie)

 

                     Jaka tu teraz cisza… (Zespół cerkiewny w Holi, Polesie Zachodnie)

 

—-57

 

                                                                                        Sejmik bociani (Podlasie)

 

                                                                                 Odleciały… (Jezioro Rotcze)

—-58

 

Budzące zachwyt widoki – zarówno te panoramiczne, podziwiane z oddali, jak i znacznie węższe, postrzegane z bliska – pociągają, a ich doświadczanie wytrąca nas z rutyny, skłania do zatrzymania, zmienia tok myśli, zdaje się uwznioślać, przemieniać, czynić lepszymi, przydawać naszemu życiu harmonii, radości, sensu. Stanowią one pomost między światem rzeczywistym a idealnym, są jak skierowany do nas uśmiech Stwórcy. Czyż obcując z nimi nie czujemy się szczęśliwi?

Wszystko, co z Ziemi wyszło, co „sprzeciwiło się” prawu entropii, także zrodzone z niej życie, do Ziemi musi wrócić – jak woda spłynąć do morza. A my wciąż z uporem próbujemy zaznaczać na niej swój trwały ślad… Często zachowujemy się przy tym jak jej właściciele i władcy, a tymczasem jesteśmy ledwie chwilowymi gośćmi, którym dane jest korzystać z jej skrawka przez czas krótki, bliżej nieokreślony, i kiedyś przyjdzie nam zdać sprawę z tej „dzierżawy”. 

Szybujące po niebie ptaki od zawsze budziły w człowieku pragnienie wzbicia się w przestworza. Czy tanie linie lotnicze (i paszport w kieszeni) zdołały zaspokoić naszą potrzebę wolności? Patrząc na „wysokie loty” wielu przedstawicieli poprzednich generacji – ich wiedzę i umiejętności, mądrość i wielkość ducha, postawy i dokonania – miewamy poczucie, że nie sięgamy ich pułapu.

O ile rzeki czy drogi (także linie kolejowe) możemy uznać za poziome osie świata, organizujące wokół siebie pozostałe elementy rzeczywistości, to drzewa czy wieże kościołów stanowić mogą pionowe axes mundi, wskazujące nam, tak mocno „uziemionym”, na Niebo. Wyczekujemy zeń wprawdzie słońca, deszczu, znaku lub zmiłowania (bywało wszak, że sypała się z niego manna, choć przychodziły także i gradobicia, huragany czy bombardowania), lecz chyba częściej od niebieskich śnią się nam raje ziemskie – ogrody Edenu, Arkadii…

Mimo wielu „łączników” obie rzeczywistości zdają się być rozgraniczone, odseparowane i pozostawać wręcz w opozycji. Tymczasem świętowane przez nas rokrocznie Boże Narodzenie jest przecież pamiątką zaślubin Nieba z Ziemią. Mówią o nich choćby słowa XVIII-wiecznej polskiej kolędy: Tryumfy Króla niebieskiego / Zstąpiły z nieba wysokiego. […] / Chwała bądź Bogu w wysokości, / A ludziom pokój na niskości. / Narodził się Zbawiciel, / Dusz ludzkich Odkupiciel, / Na Ziemi, na Ziemi, na Ziemi.

Jakże pouczająca bywa lektura krajobrazów…

—-59

 

                                                                                       Na Anioł Pański… (Tykocin)

 

                                                                   Strefy słońca – strefy cienia (Roztocze)

—-60