2 wrz

tak cicho aż ciemno – Joanna Czarnota

Galeria Pomost, Lublin

2024

 

Workuta to symbol, kiedyś, mimo cenzury w panującym systemie była czytelna i znana wszystkim, dziś jest masowo zapominana. Wielu młodych ludzi nie wie, gdzie leży to miast. Workuta leży w Europie, 150 km za kołem polarnym, w Republice Komi, 2000 km od Moskwy. Nadal można tam dojechać tylko pociągiem, ewentualnie rosyjskimi liniami lotniczymi Aerofłot. 800 km przed Workutą kończy się droga, a jeśli jakaś jest, to znają ją tylko miejscowi. Miasto zbudowane jest na hałdzie węgla. Najpierw powstał Gułag – system obozów pracy przymusowej w ZSRR, a dopiero potem miasto.

Głównym bohaterem całej pracy jest Władysław Głowaczewski, mój Dziadek, któremu w tej pracy oddaję hołd. Dziadek w wieku 16 lat, jako żołnierz Armii Krajowej walczący o Polskę, został pozbawiony wolności, skazany na 20 lat katorżniczej pracy i wywieziony na daleką Syberię, do Workuty. Po 8 latach, 9 miesiącach i 13 dniach powrócił do Polski, by pokochać na nowo życie. Przeżył 90 lat.

W moim przypadku nieuniknione jest mozolne i długoterminowe przepracowywanie, odczuwanie, doświadczanie – miejsca, odległości, czasu. Rozkładanie problemu na czynniki pierwsze pozwala nabrać dystansu, a  jednocześnie zbliża na poziomie najgłębszych i osobistych relacji. Na podstawie rozmów rodzinnych, spisanych wywiadów z Dziadkiem i pozyskanej wiedzy na temat czasów wojennych, zbudowałam szkielet pracy, która przybrała formę osobistej podróży w czasie.

Elementy pracy przedstawiają różne warstwy. Metaforyczne gesty ukryte w obiektach, takich jak kalendarz złożony z 90 białych kartek symbolizujących 90 lat życia, czy stalowa mama przeszyta włóczką odnoszącą się do transportu w wagonach bydlęcych trwającego 30 dni. Poprzez symboliczne rozkładanie kartek na polu przepracowuję ciężar 3174 dni spędzonych w łagrze. Tworząc portret nieżyjącego Dziadka sięgam po fotografię, poddaję ją neutralnej destrukcji i pozbawiam sylwetki ludzkiej pozostawiając jedynie szlafrok, domowy i bardzo osobisty przedmiot. Bardzo domowa również wydaje się być kalka samokopiująca, znaleziona w opuszczonym już mieszkaniu rodzinnym, która jest świadkiem zapisków i dokumentów. Zamknięta w lightboxach nawiązuje do rentgenowskich obrazów. Dokumentacja wideo pozwala podejść bardzo blisko do bohatera, otoczonego rodzinnym bezpieczeństwem. Jego przeżycia spisane są w książce, zbudowanej nie tylko ze słów, ale i krajobrazów, drobnych gestów, artefaktów. Jeden krajobrazów przeniosłam na tkaninę, która spaja całą wystawę i przełamuje minimalistyczną i uporządkowaną formę ekspozycji.

 

 

 

 

słowo o …

Tak cicho aż ciemno – Joanna Czarnota

 

Wystawa nie ma charakteru dokumentacyjnego /jedynym obiektem o tych właściwościach jest zapis video/.

Reszta jest przetworzeniem, efektem procesu twórczego.

Forma wystawy to trudny kompromis zawarty pomiędzy emocją /autorka osobowościowo jest emocjonalna, szczególnie emocjonalna jest jej relacja z bohaterem wystawy/ a dążeniem do formy minimalistycznej, spójnej, obrazującej treść /kolorystyka rozpięta między bielą, szarością, czernią, starannie wyważona liczba obiektów/. W tym sensie został wypracowany pożądany balans.

Dla autorki i dla nas odbiorców każdy z tych obiektów skrywa osobną, znaczącą treść konkretyzowaną przez symbol i metaforę.

Wystawa jest efektem procesu, który dla autorki nie ma swego końca, a wiąże się z reflektowaniem fundamentalnego związku krwi, człowieka z człowiekiem.

                                                                                                                              Maryla Wosik

 

materiał audio autorstwa Zuzanny Skwarek /Radio Lublin – patronat medialny/

 

prace

 

wernisaż

/foto Maryla Wosik/

 

 

/foto Artur Kucharczak/