Coda … Który fotograf pokazał tak wiele
Atget pokazał fotografom jak komponować pojedynczą fotografię w zgodzie z formalną gracją dorównującą niewielu innym. Walker Evans pokazał im jak stworzyć kompletną wypowiedź z dbałością, grupując poszczególne zdjęcia. Razem sytuują się w centrum 20-wiecznej fotografii, kształtując generacje fotografów od 1930 r. do dnia dzisiejszego.
Walker Evans nie widział prac Eugene Atgeta, gdy jako młody człowiek spędził trochę czasu w Paryżu. Ale w 1930 r., przeglądając pierwszą publikację poświęconą Atgetowi, napisał, co następuje:
Jego podstawową cechą jest liryczne rozumienie ulicy, wytrenowana jej obserwacja, specyficzna czułość dla patyny, oko dla odkrywania detali, a wszystko unurzane w poezji, która nie jest „poezją ulicy” czy „poezją Paryża”, ale projekcją osobowości Atgeta.
Evans poznał prace Atgeta dzięki swojej przyjaciółce Berenice Abbott. Przypomina, że nie tworzył pod jego wpływem, ale że prace Francuza potwierdziły, iż był na właściwej drodze ze swoją własną fotografią. Evans mógł pisać o swojej własnej pracy w recenzji i to było prawdopodobnie naleganie na reflektowanie jego osobistego spojrzenia, bardziej jako artysty, niż dokumentalisty, i właśnie to doprowadziło do jego wczesnego uwolnienia się od FSA. W opinii Roya Strykera, Evans był „złym chłopcem” Związku. Ale był, nawet Stryker musiał to przyznać, najbardziej fantastycznie utalentowanym spośród fotografów, silnie wpływając na prace innych członków Organizacji. Nie odnosił się natomiast pozytywnie do dyrektyw, pracował bardziej na rzecz siebie, niż dla dobra kolektywu.
Evans był pierwszym fotografem, którego spotkał zaszczyt indywidualnej wystawy w MoMa w Nowym Jorku – w 1938 r. Została zatytułowana American Photographs, a towarzyszyła jej książka pod tym samym tytułem. Faktycznie wyeksponowane na wystawie zdjęcia i te, które znalazły się w książce, nieznacznie różniły się, ale wystawa dawno już przeszła do historii, podczas gdy książka nadal jest wznawiana. Jest to jedna z najważniejszych publikacji poświęconych fotografii. Według słów krytyka Alana Trachtenberga wprowadziła kategorię „difficulty/złożoność” do fotografii. Razem: fotografie i posłowie przyjaciela Evansa, Lincolna Kirsteina, znalazły się wśród najlepszych tekstów poświęconych temu medium, określając kompleksowość i ambitną misję nowoczesnej fotografii.
Evans pierwotnie chciał być pisarzem, nie fotografem i wykorzystał szansę, by powstała książka nie tylko poświęcona fotografii, ale praca o charakterze literatury fotografii. W krótkim wstępie wyłożył to jasno: nie jest po prostu zwykłym fotografem prezentującym kilka zdjęć, ale autorem, twórcą, artystą.
Odpowiedzialność za selekcję zdjęć wykorzystanych w tej książce spoczywała na autorze, a wybór był determinowany przez jego własne poglądy.
Umiejętność Evansa w posługiwaniu się słowem i świadomość złożoności misji w odniesieniu do swojej własnej fotografii, jest zawarta i ewidentna nawet w tytule książki, najwyraźniej prosto wyrażona w słowach American Photographs. Co to dokładnie znaczy? Fotografie robione przez Amerykanów? Fotografie Ameryki? Fotografia, która odzwierciedla ideę Ameryki? Właściwie jest tym wszystkim. Ale słowo „Ameryka” może maskować fakt, iż „photographs” dźwiga w równej mierze istotną część tego całego konceptu.
Pierwsza fotografia jest zdjęciem studia fotografii reklamowej w oszalowanym budynku. W kolejności znajduje się okno wypełnione prezentacją zdjęć zrobionych z małych monet w sklepie innego fotografa. Evans deklaruje bezpośrednio, że książka jest również o fotografii – nie wyłącznie jego własnej, ale też o środowisku fotografii, miejsca fotografii w amerykańskiej kulturze. Jest to manifest dla fotografii, o tym jej gatunku, który go ukształtował– prostej, rodzimej i codziennej – i rodzaju sztuki, której chciał służyć. Afirmował swój pogląd, że chociaż fotografia ma korzenie w dosłowności, dokumencie, to powinna aspirować do zajmowania się ideami i uczuciami.
Fotografie w fotografiach cytują siebie nawzajem, ale obecnie w formach plakatów, na których pojawiają się w wielu obrazach. I włączane do plakatów są słowa, które wzmacniają literacką naturę tych prac. Fotografie Evansa opisują świat tak bezpośrednio i klarownie, jak potrafią najlepiej, ale jednocześnie uświadamia on, że to medium może także zawierać pierwiastek intelektualny, a praca może być traktowana zarówno jako sztuka literacka, czy też po prostu jedno ze wzrokowych doznań. Wrażenie wzrokowe jest poziomem, na którym funkcjonuje większość fotografów, nawet bardzo wybitnych, Evans jednak domagał się więcej – fotografia powinna traktować o „strukturze i spójności” oczywiście, ale również o „paradoksie i grze i oxymoronie”.
Evans jest często postrzegany jako raczej zdystansowany, intelektualny fotograf, ale jeżeli pierwsza sekwencja jego książki ujawnia te intelektualne ambicje, to także eksponuje psychologiczny aspekt, który jest daleki od powściągliwości. Wielki Kryzys był okresem ogromnego lęku Amerykanów. Świat, który znali wywrócił się do góry nogami i American Photographs rejestrowała go z poczuciem, że cywilizacja rozpada się sama z siebie. Jest to Ameryka „uchwycona w stanie chaosu dezintegracji”, jak podkreślił to Kirstein. Fotografie rozpadu, nawet śmierci, jest ich wiele, jednym z wielkich tematów książki jest niedola małego człowieka, ostatecznego upadku Ameryki rzemieślniczej, małych biznesów, rzemieślników zmiecionych przez wielkie korporacje i maszyny, czystość i ręczna misterna praca zastąpiona przez anonimowość i ersatz.
Na początku swojej kariery Wolker Evans fotografował takie symbole nowoczesności jak Most Brooklyński, drapacze chmur, ale kiedy przyszło mu wybierać zdjęcia do swojej książki i na wystawę w MoMa, świątyni modernizmu, przesłanie niesione przez zdjęcia jest zaciekle anty-modernistyczne. Była to mało pocieszająca wiadomość, ale faktem jest, że Evans był wielkim, nie skłonnym do pocieszania kogokolwiek fotografem.
Jego widzenie Ameryki lat 30. jest tak przekonujące, jego fotografie są tak złożone i autorytatywne, że John Szarkowski zauważył: Trudno wiedzieć z pewnością czy Walker Evans zarejestrował Amerykę swojej młodości, czy ją wymyślił. Zdjęcie po zdjęciu łączy zespół form ze złożonością treści. Zdjęcia są pełne gorzkiej ironii i przejmujące w wyrazie, piętrzące metafory o lukach pomiędzy intencją a rzeczywistością, o widzeniu, o przemocy, o ubóstwie, o ograniczanym życiu za fasadami domów, o nieugiętej nadziei tych małych ludzi, którzy próbują wykreować sobie, jakkolwiek marny by był, ale ich własny kawałek amerykańskiego snu. Jak zręcznie Evans odnalazł pojedyncze zdjęcia, które uwypuklają jego istotniejsze intencje. Jak dobrze dobrał odniesienia do filmów i literatury, by uczynić swą książkę klarowną, by dać jej płynną strukturę narracji, poczucie, że musi być na równi oglądana jak i czytana.
Nieważne jak fenomenalne są pojedyncze zdjęcia, nieważne jak dobrym był obserwatorem i jak je komponował ze sobą, ich ostateczny wpływ i moc jest jak część sekwencji narracji. W American Photographs Walker Evans zademonstrował, że fotografia nie musi być tylko prostym formalizmem, propagandą czy socjologią. Powinna móc unieść całą złożoność zadumy artysty nad naturą kultury i ludzkiego doświadczenia. I w ten sposób, bardzo poszerzył potencjał albumu fotografii, tworząc sekwencje zdjęć, które przetrwały test czasu, zachowując swoją głębię i aluzyjne bogactwo epickiego poematu, ważnego filmu czy opowieści.
W posłowiu książki, Lincoln Kirsten zgłosił roszczenia pod adresem Evansa, które muszą wydawać się wysoce przesadzone w tamtym czasie, ale które obecnie zdają się być tak głęboko przemyślane, jak obrazy Evansa.
Porównaj tę wizji kontynentu jakim jest, a nie jakim mógł być lub był, z inną spójną wizją, którą mieliśmy od I wojny światowej. Jaki poeta tak wiele wyraził? Jaki malarz pokazał tak wiele?
Jest sztuką, łączyć obiektywizm narzędzia – wielki, niezwykły instrument symbolicznej rzeczywistości – z subiektywizmem widzenia fotografa, który wiedział nie tylko jak zrobić wielkie zdjęcie, ale także jak łączyć je ze sobą inteligentnie i z rozmysłem.